Wreszcie zabieram sie do zrecenzowania najbardziej wyczekiwanej przeze mnie książki 2018 roku, chociaż od premiery minęło parę miesięcy. Nie ukrywam, że seria ,,Czerwona Królowa'' jest jedną (według mnie) z najlepszych serii młodzieżowych na dzisiejszym rynku wydawniczym, mimo licznych mankamentów. Ostatnim z nich jest czwarta (ostatnia na szczęście) część, Wojenna Burza. Jeden wielki błąd pisarski panny Aveyard.
Pierwsza część (,,Czerwona Królowa'') była interesująca, może niezbyt oryginalna, ale przyjemna w odbiorze. ,,Szklany Miecz'' to jedna, wielka pomyłka, napisałam jego recenzję i chyba wszystko dokładnie wyjaśniłam. Tragedia. Trzecia część, ,,Królewska Klatka'' jest moją ulubioną: doskonała fabuła, poprawiony styl pisarski, oraz postacie na plus (prócz Cameron rzecz jasna). Wszystko skończyło sie na tym, że Cal wybiera koronę zamiast miłości i Mare ma oczywiście złamane serce. Akcja w Wojennej Burzy rozpoczyna sie od tego momentu. Monfort zawiązuje sojusz z Rowami i Anabel, by pokonać Mavena i osadzić Cala z powrotem na tronie Norty. Nadciąga ponoć tytułowa Wojenna Burza. Tyle, że owej wojny w ogóle nie ma.
Czytając tę książkę miałam wrażenie, że Victoria Aveyard albo a. żyje w chmurach, albo b.pomyliła fikcję z rzeczywistością. Poprzez Wojenną Burzę chciała oczywiście przekazać uniwersalne wartości takie jak wolność, miłość, czy równość, i doskonale to rozumiem, ale normalny świat to nie baśniowa kraina, jaką tu stworzyła: w normalnym świecie mężczyzna nie rezygnuje z władzy dla jakiegoś głupiego dziewczątka, i ponoć doskonały strateg wojenny nie jest jednocześnie zagubionym niepotrafiącym podjąć decyzji dzieckiem. Rzecz jasna mowa o Calu. Zacznę od niego ponieważ to najbardziej pokrzywdzona i sponiewierana postać w całym cyklu. Zdaje mi się, że Aveyard go po prostu nie lubi, bo książka po książce chłopak wciąż dostaje po głowie: zdradza go brat, zmuszony zabija ojca i traci koronę. Robi wszystko, by uratować dziewczynę którą kocha, a ona naiwna czując się zdradzona go zostawia. nie wspominając już o wątku miłosnym który wprawdzie nie przeszkadza, ale jest kompletnie niepotrzebny. W każdym razie jeżeli ktoś w ,,Czerwonej Królowej'' zasługuje na współczucie i sympatię to i wyłącznie Cal. Nic co mu się przydarzyło nie stało sie z jego winy. Z Mare jest kompletnie na odwrót. To najgorsza bohaterka Young Adults jaka została stworzona: głupiutka, naiwna, niepotrzebnie pyskata i buntownicza. To poprzez jej perspektywę Aveyard naprawdę odpłynęła: z góry przyjęła schemat, że monarchia to coś złego, że w świecie CK prowadzi do dyktatury co było po prostu durne do kwadratu. A nuż Cal zostałby dobrym królem? Dlaczego nie? Kolejnym minusem jest samo poprowadzenie fabuły: niepotrzebne, wciśnięte na siłę walki z jakimiś plądrownikami (tylko po to by coś sie działo), oraz czego nie mogę ścierpieć: brak pojedynku Cala i Mavena. W zamian za to dostajemy dwa inne: Cal vs. Iris i Maven vs. Mare. I po co to było? O tym drugim wspomnę później: Cal i Iris - ogień przeciwko wodzie. Serio? Tak doskonały strateg jak Cal, racjonalny i wyszkolony mierzy sie z przeciwnym żywiołem co z góry skazane jest na porażkę? Większej głupoty chyba nie dało sie wymyśleć.
Na czym polega żałość i beznadzieja ,,Wojennej Burzy''? Zamiast stworzyć dobrą całość, Aveyard napisała złą fabułę z niektórymi całkiem fajnymi momentami: wystąpieniem Cala przed rządem Monfortu, oraz perspektywą Mavena. Szczerze powiedziawszy ciekawszą książką byłaby retrospekcja Mavena i Cala, ich życie zanim pojawiła sie Mare. Zastanawiało mnie jak układały sie relacje w rodzinie królewskiej, między Calem a Elarą na przykład. No dobrze, ale wracając do Wojennej Burzy: kolejnym minusem powieści jest powielanie schematów przez Aveyard: Elara i Tyberiasz, Maven i Evangeline, Evangeline i Cal. Bedąc parami żadne z nich nie mogło sie ze sobą dogadać. Jak rozumiem Mavena i Elarę, tak Cal i Evangeline mogliby zostać przyjaciółmi (tak jak to w marzeniach kreowała sobie Evangeline). A, no i Maven oraz Iris. Wielka szkoda, że Aveyard uczepiła sie tych politycznych głupich intryg, bo sto razy fajniejszym pomysłem byłoby dogadanie sie Iris z Mavenem i wojna przeciwko Calowi. Kolejnym minusem książki jest podział na perspektywy Mare, Evangeline i Iris: specjalnie nie różnią sie od siebie w przemyśleniach, wszystkie marudzą i sie nad sobą użalają, więc można było sobie darować, za mało jest za to rozdziałów oczami Mavena i Cala. No i muszę też wspomnieć jeśli mowa o minusach, że naprawdę nie ma żadnej ,,wojennej burzy'', a jeżeli jest to tylko jakaś tam wisiała nad Nortą, ale w końcu nie wybuchła.
Czy są jakieś plusy Wojennej Burzy? Na pewno jest nim Cal. Jego zachowanie i dążenie do odzyskania tronu jest świetnie opisane. Tym bardziej śmieszny jest fakt, że pod koniec rezygnuje (kolejne głupie poprowadzenie fabuły). Oczywiście WB jest też nieco lepsza dzięki Mavenowi i jego szaleństwie, dzięki Volvo Samosowi i Anabel, czyli rzecz jasna Srebrnym postaciom. Na tym polu nic sie nie zmieniło: od samego początku uważałam, że Srebrni są o wiele ciekawszymi bohaterami niż Czerwoni, Szkarłatna Gwardia i ich głupie, puste frazesy. Może i Davidson nie jest najgorszy, ale też nie zachwyca. Jedyne co mi sie podoba, to relacja między nim, a Calem i obietnica złożona Mare, że nie wyrządzi księciu krzywdy. Może jestem po prostu za stara na tak młodzieżową książkę, nie wiem, pewnie do piętnastolatków trafi Mare, czy też głupia Farley i Gwardia ale mnie to nie przekonuje (jestem z rocznika 1996).
Nie będzie żadnego podsumowania. Mogłabym dalej wylewać pomyje na tę książkę, ale po co. Czekałam na nią wystarczająco długo, krótko czytałam, bardzo się wkurzyłam i wreszcie zamknęłam -na szczęście- podróż z Aveyard. Kiedy wyjdzie Broken Throne przeczytam, ale nie przewiduje niczego dobrego. To, co Aveyard zniszczyła to zniszczyła. Wojenną Burzę oceniam na 3 gwiazdki. Kropka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz