niedziela, 10 lutego 2019

Recenzja 1 - Victoria Aveyard ,,Wojenna Burza''




Wreszcie zabieram sie do zrecenzowania najbardziej wyczekiwanej przeze mnie książki 2018 roku, chociaż od premiery minęło parę miesięcy. Nie ukrywam, że seria ,,Czerwona Królowa'' jest jedną (według mnie) z najlepszych serii młodzieżowych na dzisiejszym rynku wydawniczym, mimo licznych mankamentów. Ostatnim z nich jest czwarta (ostatnia na szczęście) część, Wojenna Burza. Jeden wielki błąd pisarski panny Aveyard. 

Pierwsza część (,,Czerwona Królowa'') była interesująca, może niezbyt oryginalna, ale przyjemna w odbiorze. ,,Szklany Miecz'' to jedna, wielka pomyłka, napisałam jego recenzję i chyba wszystko dokładnie wyjaśniłam. Tragedia. Trzecia część, ,,Królewska Klatka'' jest moją ulubioną: doskonała fabuła, poprawiony styl pisarski, oraz postacie na plus (prócz Cameron rzecz jasna). Wszystko skończyło sie na tym, że Cal wybiera koronę zamiast miłości i Mare ma oczywiście złamane serce. Akcja w Wojennej Burzy rozpoczyna sie od tego momentu. Monfort zawiązuje sojusz z Rowami i Anabel, by pokonać Mavena i osadzić Cala z powrotem na tronie Norty. Nadciąga ponoć tytułowa Wojenna Burza. Tyle, że owej wojny w ogóle nie ma. 

Czytając tę książkę miałam wrażenie, że Victoria Aveyard albo a. żyje w chmurach, albo b.pomyliła fikcję z rzeczywistością. Poprzez Wojenną Burzę chciała oczywiście przekazać uniwersalne wartości takie jak wolność, miłość, czy równość, i doskonale to rozumiem, ale normalny świat to nie baśniowa kraina, jaką tu stworzyła: w normalnym świecie mężczyzna nie rezygnuje z władzy dla jakiegoś głupiego dziewczątka, i ponoć doskonały strateg wojenny nie jest jednocześnie zagubionym niepotrafiącym podjąć decyzji dzieckiem. Rzecz jasna mowa o Calu. Zacznę od niego ponieważ to najbardziej pokrzywdzona i sponiewierana postać w całym cyklu. Zdaje mi się, że Aveyard go po prostu nie lubi, bo książka po książce chłopak wciąż dostaje po głowie: zdradza go brat, zmuszony zabija ojca i traci koronę. Robi wszystko, by uratować dziewczynę którą kocha, a ona naiwna czując się zdradzona go zostawia. nie wspominając już o wątku miłosnym który wprawdzie nie przeszkadza, ale jest kompletnie niepotrzebny. W każdym razie jeżeli ktoś w ,,Czerwonej Królowej'' zasługuje na współczucie i sympatię to i wyłącznie Cal. Nic co mu się przydarzyło nie stało sie z jego winy. Z Mare jest kompletnie na odwrót. To najgorsza bohaterka Young Adults jaka została stworzona: głupiutka, naiwna, niepotrzebnie pyskata i buntownicza. To poprzez jej perspektywę Aveyard naprawdę odpłynęła: z góry przyjęła schemat, że monarchia to coś złego, że w świecie CK prowadzi do dyktatury co było po prostu durne do kwadratu. A nuż Cal zostałby dobrym królem? Dlaczego nie? Kolejnym minusem jest samo poprowadzenie fabuły: niepotrzebne, wciśnięte na siłę walki z jakimiś plądrownikami (tylko po to by coś sie działo), oraz czego nie mogę ścierpieć: brak pojedynku Cala i Mavena. W zamian za to dostajemy dwa inne: Cal vs. Iris i Maven vs. Mare. I po co to było? O tym drugim wspomnę później: Cal i Iris - ogień przeciwko wodzie. Serio? Tak doskonały strateg jak Cal, racjonalny i wyszkolony mierzy sie z przeciwnym żywiołem co z góry skazane jest na porażkę? Większej głupoty chyba nie dało sie wymyśleć. 

Na czym polega żałość i beznadzieja ,,Wojennej Burzy''? Zamiast stworzyć dobrą całość, Aveyard napisała złą fabułę z niektórymi całkiem fajnymi momentami: wystąpieniem Cala przed rządem Monfortu, oraz perspektywą Mavena. Szczerze powiedziawszy ciekawszą książką byłaby retrospekcja Mavena i Cala, ich życie zanim pojawiła sie Mare. Zastanawiało mnie jak układały sie relacje w rodzinie królewskiej, między Calem a Elarą na przykład. No dobrze, ale wracając do Wojennej Burzy: kolejnym minusem powieści jest powielanie schematów przez Aveyard: Elara i Tyberiasz, Maven i Evangeline, Evangeline i Cal. Bedąc parami żadne z nich nie mogło sie ze sobą dogadać. Jak rozumiem Mavena i Elarę, tak Cal i Evangeline mogliby zostać przyjaciółmi (tak jak to w marzeniach kreowała sobie Evangeline). A, no i Maven oraz Iris. Wielka szkoda, że Aveyard uczepiła sie tych politycznych głupich intryg, bo sto razy fajniejszym pomysłem byłoby dogadanie sie Iris z Mavenem i wojna przeciwko Calowi. Kolejnym minusem książki jest podział na perspektywy Mare, Evangeline i Iris: specjalnie nie różnią sie od siebie w przemyśleniach, wszystkie marudzą i sie nad sobą użalają, więc można było sobie darować, za mało jest za to rozdziałów oczami Mavena i Cala. No i muszę też wspomnieć jeśli mowa o minusach, że naprawdę nie ma żadnej ,,wojennej burzy'', a jeżeli jest to tylko jakaś tam wisiała nad Nortą, ale w końcu nie wybuchła. 

Czy są jakieś plusy Wojennej Burzy? Na pewno jest nim Cal. Jego zachowanie i dążenie do odzyskania tronu jest świetnie opisane. Tym bardziej śmieszny jest fakt, że pod koniec rezygnuje (kolejne głupie poprowadzenie fabuły). Oczywiście WB jest też nieco lepsza dzięki Mavenowi i jego szaleństwie, dzięki Volvo Samosowi i Anabel, czyli rzecz jasna Srebrnym postaciom. Na tym polu nic sie nie zmieniło: od samego początku uważałam, że Srebrni są o wiele ciekawszymi bohaterami niż Czerwoni, Szkarłatna Gwardia i ich głupie, puste frazesy. Może i Davidson nie jest najgorszy, ale też nie zachwyca. Jedyne co mi sie podoba, to relacja między nim, a Calem i obietnica złożona Mare, że nie wyrządzi księciu krzywdy. Może jestem po prostu za stara na tak młodzieżową książkę, nie wiem, pewnie do piętnastolatków trafi Mare, czy też głupia Farley i Gwardia ale mnie to nie przekonuje (jestem z rocznika 1996). 

Nie będzie żadnego podsumowania. Mogłabym dalej wylewać pomyje na tę książkę, ale po co. Czekałam na nią wystarczająco długo, krótko czytałam, bardzo się wkurzyłam i wreszcie zamknęłam -na szczęście- podróż z Aveyard. Kiedy wyjdzie Broken Throne przeczytam, ale nie przewiduje niczego dobrego. To, co Aveyard zniszczyła to zniszczyła. Wojenną Burzę oceniam na 3 gwiazdki. Kropka.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szukaj na tym blogu